W świecie ogrodowych dekoracji, gdzie kwiaty robią show, a trawa próbuje być perfekcyjnie zielona, doniczki i ich osłonki zyskują status niemal gwiazdorski. Już nie tylko trzymają ziemię w ryzach — teraz są jak dobrze dobrane buty do sukienki: potrafią dopełnić całość, dodać styl i klasę.
Na przykład takie kosze — rattanowe, bambusowe, jutowe — z natury stworzone do tego, by robić wrażenie. Każdy z nich ma swój charakter: jeden wygląda jak przyjechał prosto z Bali, drugi wygląda jak eksponat z Muzeum Sztuki Nowoczesnej, inny sprawia wrażenie, że znał Babcię Zielarkę osobiście. Kosze dodają ogrodowi nuty luzu i tej odrobiny boho, która mówi: „U mnie się podlewa z konewki emaliowanej, nie z plastiku.”
Można też znaleźć osłonki i donice z wyższej półki — wiklinowe, często ręcznie plecione, czasem na kółkach, bo roślina też chce czasem zmienić punkt widzenia. Taka osłonka to już nie akcesorium, to pełnoprawny element wystroju. Wygląda jak pamiątka z luksusowych wakacji. Wprawdzie na wakacjach w takich donicach rosły palmy a tu, na tarasie juki i monstery na przemian z pelargoniami i bratkami – ale i tak efekt jest spektakularny.
A między doniczkami i osłonkami można ustawić dekoracje, które robią klimat: lampiony, fontanny i poidła dla ptaków, figurki, które czasem są śmieszne (jak krasnale, smoki, trole i flamingi), czasem udają antyczne rzeźby albo są przerażające jak rzeźby Strażników Ogrodu. Ale z pewnością tworzą atmosferę ogrodu. Nawet małe dodatki – metalowy dzbanek lub konewka, które udają vintage, albo tabliczka z napisem „tu rośnie magia” – potrafią rozbroić codzienność i nadać przestrzeni charakteru.
W ogrodzie — czy to na balkonie, tarasie, czy w miejskim ogródku wielkości “chustki do nosa” — detale mają moc. I choć rośliny są tu głównymi aktorami, to właśnie dodatki sprawiają, że scena wygląda jak trzeba. Bo dobrze dobrana osłonka to jak dobra pointa — może nie najważniejsza, ale bez niej całość traci smak i charakter.
Q