Oto historia mojej pierwszej renowacji – krzesło czekało na mnie w piwnicy przez 30 lat. Było w opłakanym stanie, musiałam usunąć rozpadającą się tapicerkę z siedziska, oparcia i podłokietników.
Przy ściąganiu okazało się, że ktoś już raz próbował ją „odświeżyć” przybijając gwoździami drugą warstwę tkaniny na oryginalną. W drewno powbijanych było mnóstwo gwoździ, po dwa, trzy na centymetrze kwadratowym. Usunięcie ich to był koszmar, część w z nich była zardzewiała, nie do wyciągnięcia w całości.
Po przebrnięciu przez gwoździe przyszła pora na nieco przyjemniejszy etap – szpachlowanie oraz szlifowanie. Tu popełniłam błąd, dobierając na początku zbyt jasną szpachlę. Oczywiście nie usunęłam jej, gdyż wyrównanie powierzchni i tak wymagało położenia kilku warstw, już w ciemniejszym kolorze.
Po osiągnięciu zadowalającego mnie efektu, a muszę powiedzieć, że perfekcjonistką tu nie byłam, użyłam lakierobejcy w kolorze palisander. Tu spotkała mnie niespodzianka – farba zupełnie inaczej zachowywała się w miejscu położenia szpachlówki, a inaczej na drewnie. W przypadku tego krzesła potrzebne były trzy warstwy lakierobejcy, by wyrównać kolor.
W oryginale siedzisko krzesła trzymało się na pasach tapicerskich, przybitych do drewnianej ramy, na tym była warstwa watoliny ze sprężynami pośrodku, a na wierzchu materiał tapicerski. Nie chciałam robić siedziska na pasach, które z czasem się odkształcają.
Ze względu na brak odpowiedniego sprzętu zleciłam stolarzowi, by ten wyciął dla mnie idealnie pasującą deskę, na którą przykleiłam klejem polimerowym 6-centymetrową gąbkę, a całość obiłam tkaniną. Właśnie wybór tkaniny okazał się najprzyjemniejszym etapem renowacji – po przymiarkach padło na piękny, stary angielski materiał.
Duże znaczenie ma grubość i wytrzymałość tkaniny, więc wybierałam wśród naprawdę grubych, porządnych materiałów. W wykonaniu oparcia najważniejsze było maksymalne naciągnięcie tkaniny, która jest widoczna z tyłu krzesła. Po naciągnięciu jej i przymocowaniu z wielkimi problemami zszywkami tapicerskimi, położyłam tam wyciętą na wymiar gąbkę i docisnęłam ją drugim kawałkiem tkaniny, tak samo jak poprzedni mocując takerem do ramy oparcia.
Podłokietniki sprawiły najmniej kłopotów. Tu ważne było przyklejenie wąskiego kawałka gąbki na wierzchu oparć, aby w przyszłości gąbka nie zsuwała się na boki i oczywiście obicie jej naprężoną tkaniną.
Tkaninę jak już opisałam to wcześniej mocowałam takerem – w miejscach, gdzie były widoczne zszywki przykleiłam klejem na gorąco ozdobną taśmę tapicerską.
Oto efekt mojej renowacji – muszę przyznać, że efekt przerósł moje oczekiwania.
Jeżeli i Wy tworzycie interesujące metamorfozy, lub dajecie nowe życie starym przedmiotom pokażcie swoje prace na decodom.pl